poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Poduszka na obrączki w małe różyczki


Wróciłam do haftu Hardanger dzięki Joasi z Jarzębinowego dworku, wyszyłam dla niej poduszeczkę na obrączki na jej ślub, przecież na taką okazję nie mogłam odmówić. Wybrała sobie wzór serca z drobnymi różowymi różyczkami. Bardzo romantyczne serduszko. Mam cichą nadzieję że poduszeczka naprawdę jej się spodobała i życzę jej dużo miłości na nowej drodze w jej życiu.


Dodałam perełki aby uzupełnić całość . Oczywiście zbliżenie haftu.


sobota, 25 sierpnia 2012

Klaudyna i jej rower


Dzisiaj zabawiłam się w fotografa i urządziłam sesję fotograficzną dla mojego dziecięcia, w roli głównej Klaudyna i jej rower wśród jabłoni. 


Moje dziecię siedząc w wakacje w domu pomyślało, że chętnie zdecupażowałaby rower . Ja się odniosłam sceptycznie do pomysłu ale mój Misiek podchwycił ten pomysł, tym bardziej że poskładanych rowerów   ma już kilka na swym koncie.  Poratował nas dziadek który chomikuje różne rzeczy i dopóki babcia ich nie wyrzuci dogorywają w garażu w imię teorii  "że wszystko przydać się może", chyba mam to po nim. Wybór padł na rower marki "Traper" pamiętający moje dzieciństwo i lata młodości gdy na nim szalałam. Przytaszczyliśmy go do domu i............ 



...........i dziecię zabrało się za przeglądanie zachomikowanej sterty serwetek swojej macierzy, wybór padł na moją i jej ulubioną serwetkę w niebieskie róże. Tata rower wyczyścił , przemalował na biało a Klaudyna przykleiła motyw z serwetki. Mnie przypadło niewiele, tylko pierwszy szlif lakierowy. I oddałyśmy nasze dzieło w ręce Miśka . Tata dziecku rower uzupełnił w brakujące części ,domalował błotniki , polakierował, i poskręcał w całość. Dziecko zadowolone. Eksperyment udany. 


Kolczyki wykonane przez Klaudynę, pożytecznie spędzony czas w oczekiwaniu na efekt końcowy pracy Miśka.


A to wspólne rodzinne dzieło w postaci odnowionego roweru w niebieskie róże, roweru do jazdy po mieście, brakuje tylko wiklinowego koszyczka i można śmigać na zakupy. Jeżeli ktoś zobaczy we Wrocławiu taki rower może być pewny że to mojego dziecka i tak to sprawdza się powiedzenie " że jabłko pada niedaleko od jabłoni" matka oryginał z szalonymi pomysłami to i dziecko też.


  
 Nieciekawe zdjęcie ale innego nie posiadam, oryginalna rama od roweru " Traper" przywieziona od dziadka.

sobota, 18 sierpnia 2012

interpretacja wspólczesna stylu zakopiańskiego w ubiorze.


 "Syćkie piykne stroje, najpiykniejse moje, cerwona smatecka, jo se góralecka " 


Zdjęcia zaczerpnęłam w artMadam, w Pakamerze, w Ludowo Mi ,z artykułu o Marysi Sadowskiej która projektuje kurtki w stylu folk i galerii Folk Design,  można sobie obejrzeć inspiracje i poczytać , mnie spodobała się kreatywność bardzo młodej projektantki Anety Larysy Knap z  Nowego Targu posiadającej Butik Folk Design .
Ja wiem nie każdy lubi folk , ale mnie ciągle fascynują kolory i desenie spódnic , chust stroju góralek, nie obwieszam się nimi , ale mały akcent w postaci torebki, chusty czy małego przedmiotu wnoszą wiele do prostego stroju , choćby małej czarnej. Kto lubi poszaleć i jest kreatywny to bardzo proszę,można , kto nie, niech omija bokami, wybór należy tylko do nas samych.
Pozdrawiam cieplutko i wracam do mojej maszyny szyć następną torebkę i koszulę w stylu folk.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Torba w stylu folk


Jak większość robótkocholiczek mam ciągotki na różne techniki . Jestem uzależniona od różnych robótek, chyba najbardziej od krzyżykowania, nawet śni mi się w nocy że stawiam krzyżyki na płótnie. Uzależnienie silniejsze od własnej woli. Czasami smak na używkę zmienia mi się i  kosztuję coś innego. Miałam już rzuty choroby drutowej, maszynowej, decoupagowej, itp. Potem następuje krok ku trzeźwości i przesyt daną używką tak mocny że nie mogę spojrzeć w jej kierunku. Tak też się sprawa miała odnośnie maszyny do szycia, często mam taki wstręt do tego ustrojstwa że podłożenie spodni graniczy z karkołomnym wyczynem. Nie mniej jednak powracam i obecnie troszkę jakby bardziej polubiłam ten trunek . Na sięgnięcie do tej używki zmusiła mnie poniekąd moja córcia która daje mi pewne zadania tzn. " ona by chciała" a mamusia nie umie odmówić. Ale tak naprawdę to już dawno chciałam zmierzyć się z tematem torebek, nie miałam jednak weny, do momentu gdy dostałam zadanie " chcę mieć torbę w stylu folk, już znalazłam piękne materiały w sklepie Tu" i pokazuje mi owy sklep. I złapałam bakcyla bo materiały wyśmienite, większość sprowadzana z Włoch i stosunkowo niedrogie a i tak potrzebowałam coś fioletowego, tak też upiekłam dwie pieczenie przy jednym ogniu, zamówiłam cudne materiały i trzeba było w końcu zmierzyć się z materią torebki. 


Wykrój wyrysowałam sobie sama na papierze po dokładnym objaśnieniu przez córcię jaki kształt ma mieć torebka , powyliczałam jak i gdzie mają znajdować się zakładki, wycięłam najpierw prototyp ze szmatki by przekonać się czy właśnie o to chodziło ( metoda mojej mamy, pamiętam że ja wymyślałam projekty ubrań a moja biedna mama kroiła ze szmatek , męczyła się nad stworzeniem wykroju, bo taki sam samouk jest jak ja obecnie,i dopiero szyła to o co mi chodziło). Potem krok po kroku myślałam jak po kolei wszystko zszyć , a jak mi się udało byłam dumna jak paw. 


Stwierdziłam że zszywając ze sobą materiał i podszewkę torebka będzie tylko zwykłą szmatką bez kształtu. Postanowiłam więc wykorzystać zamiast zwykłej podszewki pikowaną ocieplinkę z podszewką taką jaką można kupić na metry w czarnym kolorze (taka samą tylko białą użyłam w mojej torebce z koronkowym kołnierzem). Torebka nabiera kształtu, jest leciutka ale jednak wygląd jej zyskuje na jakości. Po za tym sam materiał  pięknie się układa, nie gniecie się.

Wypchana torebka ma kształt bombki, bez wkładu przybiera kształt worka owalnego, mniej więcej jak spódnica bombka na szerokim pasku. 
W paski podkleiłam flizelinę aby bardziej je usztywnić.


 I tak to powstała moja najpierwszejsza prawdziwa torba z zapięciem. Mam już następne pomysły, tylko Boziu daj mi troszkę wolnego czasu to je zrealizuję. 


sobota, 11 sierpnia 2012

Tam gdzie mnie nogi niosą, czyli coś o Kazimierzu w Krakowie.

Obiecany wpis o Kazimierzu w Krakowie ,który kiedyś umieściłam w swoim poprzednim blogu, po to by mi nie znikł na zawsze. Uwielbiam to miejsce

 Upał nieznośny, więc zacumowaliśmy w naszym ukochanym miejscu tzn.Restauracji pod nazwą "Dawno temu na Kazimierzu", ma ona swój klimacik i staram się tutaj wracać . Przenosimy się w czasy kiedy ul.Szeroka była sercem miasta żydowskiego. Od ulicy do restauracji można wejść przez drzwi u stolarza, krawca lub sklepiku spożywczego, albo głównym wejściem od ul.Szerokiej. W środku wnętrza sklepów i warsztatów urządzone są tak jak kiedyś, a dzielą je niewidoczne ściany.Przy świecach zawsze zapalonych i przy żydowskiej muzyce można posiedzieć i powdychać klimat dawnego życia tętniącego w tym mijscu dawno temu, a który został tak brutalnie zniszczony. 


Raz w roku odwiedzam Kraków, udało mi się ukraść dwa dni wolnego i przeznaczyć na spacer po Krakowie . Jeden dzień przeznaczyłam na szwędanie się po ulubionym zakątku Krakowa Kazimierzu. Czego tam szukałam? jak zwykle historii, tym razem powędrowałam śladami Żydów Krakowskich. Wędrowałam bez pośpiechu uliczkami Kazimierza, zaglądałam w zakamarki, zwiedzałam Synagogi itp. Garść historii uwiecznił mi mój Misiek na zdjęciach, a niektóre elementy np. te piękne motywy ścienne sfotografował na moją prośbę. Szukam zazwyczaj tylko drobiazgów, elementów które wpływają na atmosferę danego miejsca. I parę zdjątek z wędrówki. 


Szukam śladów historii wszędzie tam gdzie nogi mnie poniosą, tak kiedyś wędrowałam przez Bieszczady, szukając Bojków , Łemków, spalonych cerkwi, nieistniejących wsi i zastanawiam się nad skomplikowaną historią i skomplikowanym życiem zwykłych ludzi wplątanych w nią nierozerwalnie. Szkoda że nie umieliśmy uszanować tak wielkiej różnorodności kultur, religi , ludzi razem żyjących przez lata, szkoda że nie umiemy , mądrzejsi historią jaka się wydarzyła, żyć tak teraz, szkoda że tak wiele nas dzieli a nie łączy dziś, wiem coś na ten temat, żyję w mieście wielu religii.

 Troszkę więcej tolerancji i uszanowania drugiego człowieka przydałoby się nam wszystkim.

 A na deser anegdotka Julian Tuwim - wielki polski poeta był pochodzenia żydowskiego i fakt ten rzutował na stosunek do niego różnych ludzi. Miał swego "etatowego" przeciwnika w koledze po piórze A. Nowaczyńskim, który nie przepuszczał żadnej okazji by dopiec Tuwimowi. Na jednej z uroczystości na cześć Tuwima Nowaczyński wzniósł toast:"- Nie ma literatury polskiej bez A.Mickiewicza, nie ma A.Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza" bez Jankiela. Niech żyje Tuwim." Tuwim niewiele się zastanawiając "podziękował" również toastem:"- nie ma literatury polskiej bez A.Mickiewicza, nie ma A.Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów. Niech żyje Nowaczyński. " i obraz " Modlitwa zamordowanych" namalowany przez Bronisława Linke w 1942r, tyle znalazłam wędrując po Kazimierzu. 

wtorek, 7 sierpnia 2012

Torba z koronkowym kołnierzem

Torba z koronkowym kołnierzem

Wiem że każdy wyobrażał sobie co innego w stosunku do mojego haftu, może co niektórzy bardzo się rozczarują, ale to jest tylko torba. Haft elegancki a ja uszyłam sobie torbę do trzymania w niej przyrządów do upiększania takich jak suszarka i prostownica do włosów , golarki itp. Woreczek w postaci majtalonów pokazywany TU zużył się zupełnie, więc postanowiłam uszyć coś bardzo solidnego a jednocześnie dekoracyjnego do łazienki. Zdjęć łazienkowych nie będzie bo łazienka maciupka i trudno było o światło zwłaszcza w tak ponury i wietrzny dzień jak dzisiaj. No i mam , cieszę się ogromnie bo mieści się w niej sporo, jednocześnie torba jest solidna i trzyma fason. A jak się człek gdzieś wybierze można ja z całym wyposażeniem zabrać w podróż.


Uszyłam grube troki , pikowane, do zawiązywanie na rurce pod piecykiem , na pewno się nie urwą pod wpływem ciężaru rzeczy trzymanych w torbie. 

Torba podszyta gotową pikowanką z ocieplinką, wykończona falbaneczką koloru broszy. 


Specjalnie na okazję szycia torby zamówiłam materiał pasujący do tematyki i koloru haftu. To cienka bawełna, śliczna , w wytłaczane róże. 




Tak dziwnie się złożyło że czas uszycia torby zbiegł się z otrzymaniem paczuszki od Kajki z niespodzianką , ...........a tą niespodzianką są buciki zrobione z papieru specjalnie dla mnie, w stylu który uwielbiam i moim ulubionym kolorze, nawet falbankę mają identyczną jak falbanka w mojej torebce. Kajka nie wiem jak ci dziękować, oczywiście za przepiękne buciki ale najbardziej za to że pomyślałaś o mnie i z myślą o mnie je wykonałaś , to gest bezcenny, wielkie buziaki ci ślę. 


A tak ogólnie to zarobiona jestem w pracy po uszy i jakoś tak lato szybko mi mija że ledwo mam czas zauważyć że jest, gdyby nie okropne upały to pewnie nie wiedziałabym że istnieje. Dziękuję za komentarze i wpisiki, dziękuję za pamięć i odwiedziny, pozdrawiam gorąco.