wtorek, 31 maja 2011

Skansen na stole



Troszkę mnie tutaj nie było, postawiłam na uporanie się z remontowym bałaganem a następnie byłam na warsztatach w Krakowie gdzie zostałam chwilę u swoich dziecków. Dzisiaj zaczynam swoje wakacje, mam dwa tygodnie wolnego i niestety spędzam urlop w domu , odwiedzę tylko rodzinkę i może uda mi się podeptać Bieszczady ale deptanie też będzie bardzo krótkie.
Skoro inni będą się wakacjować a ja w tym czasie będę siedzieć w domu i pracować całe wakacje, postanowiłam coś zmienić w swoim otoczeniu co by było mi przyjemniej i co by mnie zazdrość nie zżarła.




Remont jest w pewnym sensie koszmarem, ale z drugiej strony układając wyrzucone rzeczy można napotkać to co się nachomikowało i o czym zapomnieliśmy. Motywuje do przeróbek, zmian w dodatkach i tym się będę w najbliższym czasie zajmować. 
Wpadła mi w ręce koszula, którą wygrzebałam dawno temu w wiadomym sklepie, kupiłam ją dla płótna, płótno grubo tkane , zgrzebłe, koszula szyta prosto jak koszule w strojach ludowych ,ze wstawką. Jakoś tak nie mogłam jej pociąć i zrodził się pomysł na dekorację do kuchni, zastąpiła ona obrus na stole, myślę że jest ciekawym dodatkiem do piwonii, które nieodmiennie kojarzą mi się z wiejskim ogródkiem mojej babci. Do tego gorące, pełne zapachu skoszonej trawy powietrze i namiastka wakacji na wsi wyklarowała mi się w mojej kuchni.



I jeszcze jedno, napisała do mnie na pocztę Danusia, przytoczę fragment :

Teraz przechodzę  do setna :  ostatnio  mam  bardzo  duży  problem  z  Pani  blogiem.
Strona otwiera  się  strasznie  wolno , zawiesza się i stoi  bez ruchu.
Proszę  zapytać zaprzyjaźnione dziewczyny czy    też  maja  taki  problem.
Przyznam się , że ostatnio  to starcza mi cierpliwości na 1 wizytę  w  tygodniu , a nawet rzadziej.
Nie wiem  co  jest  przyczyną , czy  jest za dużo  elementów  do  otwarcia ( szata  graficzna jest  cudowna i kobieca )  ale  może  jest przeładowana ?
Nie wiem  , bo  z innymi  blogami  nie  ma  takich  problemów ( bogaczka , agnieszka babulewicz , aploch czy  blog  Pani Siostry  itp )


W związku z tym mam do was pytanie czy to jest prawda, macie trudności z czytaniem mojego bloga?
Może ktoś będzie taki uprzejmy aby odpisać na moje pytanie ,będę niezmiernie wdzięczna, bo jeżeli to prawda co pisze Danusia to i tak sama nie wiem co mam z tym zrobić ale wtedy pomyślę jak usprawnić blog.

 Z góry dziękuję.

poniedziałek, 23 maja 2011

Ja wiedziałam że tak będzie...



Wymyśliłam sobie mały remoncik, chciałam przemienić pokój moich dzieci który pozostał nietknięty od czasu wyjazdu powyższych na uczelnie. Pokój typowy jak dla nastolatków, na dodatek nie mogli się zgodzić co do koloru więc zwariowana mamuśka pomalowała pół pokoju na jasno niebieski a pół na granatowy. Moje dziecka nie dopuszczały myśli o zmianie , nieodmiennie remont pokoju kojarzył się im z tym ,że mamuśka chce ich już wyeksmitować z gniazda. Co nie jest prawdą, chętnie zatrzymałabym czas gdybym potrafiła tego dokonać, wolałabym mieć ich koło siebie, więc nie bardzo rozumiałam ich obawy. Nadszedł jednak czas i już nie wytrzymałam, przemalowałam pokój na " rzymski poranek" i doprowadzam go do użytku .
Pomyślałam sobie że remont przeprowadzę przed urlopem, między dyżurami malowałam więc zawzięcie , Misiek ściany ja resztę( malowaliście żeliwne kaloryfery? a na dodatek z ciemnoniebieskiego na biały kolor?jak tak to poproszę o współczucie, nigdy więcej) a teraz sprzątam hałdy które wyniosłam z remontowanego pokoju i końca nie widać.Oczywiście przeliczyłam się ze swoimi siłami , urobiona jestem na maksa, nie czuję już nic, a właściwie to czuję że mnie wszystko boli.
Jak zwykle mądra jestem po czasie ....ja wiedziałam że tak będzie ............. a jednak głupi człowiek, oj głupi, myśli że przechytrzy czas.

środa, 18 maja 2011

Czarny łabędź - studium rozpadu osobowości



Odkąd w niedzielę obejrzałam "Czarnego łabędzia" w reżyserii Darrena Aronofsky jestem pod ogromnym wrażeniem tego filmu. Pomijając wspaniałą grę Natalie Portman, pomijając niesamowitą muzykę Czajkowskiego, pomijając balet który notabene kocham, skupiłam się na studiowaniu rozpadu osobowości bohaterki filmu. Natalia  bardzo chce zagrać główną  rolę gdzie musi się wcielić w dwa charaktery tak bardzo różniące się między sobą. Biały łabędź , delikatny, łagodny, nieśmiały jak ona sama, czarny łabędź, perwersyjny, złowieszczy. Przygotowując się do roli zaczyna zatracać się , wkracza w psychozę , która prowadzi ją do tego że nie odróżnia już co jest fikcją, jej omamami a co rzeczywistością.
Ze względu na moją pracę  jest to dla mnie ciekawy przypadek psychozy? może schizofreni ? diagnozy nie stawiam , lekarzem nie jestem , ale na pewno ujawnia się choroba, prowadząca do samookaleczenia, urojeń.
Schizofrenia - schizen( rozczepić), phren (umysł) - rozszczepienie umysłu.
Psychoza - stan umysłu w którym doznaje się silnych zakłóceń w postrzeganiu rzeczywistości.
Tak się składa że za tydzień jadę do Krakowa na warsztaty organizowane przez Akademię Psychiatrii, tematem jest schizofrenia, mam nadzieję że będzie ciekawie i coś z nich wyniosę.



Oczywiście jak w każdym filmie czy książce znajduję ulubione fragmenty, tu jest moment gdy Natalia tańczy czarnego łabędzia i wierzy że nim jest, wyobraża sobie że rosną jej skrzydła, niesamowity fragment, ciarki po plecach przechodzą człowiekowi.




piątek, 13 maja 2011

Spleśniały zegar kominkowy


Ten wpis ukazuje się drugi raz, ponieważ zniknął z mojego bloga, to niesamowite, najpierw znika blog a teraz post o zegarze. Nie wiem jak się to dzieje, chyba będę archiwizować po każdym poście bo drugi raz nie chce mi się pisać tego samego.
Nie wiem jak was ale mnie ogarnia czasami radosna twórczość, zwłaszcza w samotne wieczory. Zegar ten to zegar kominkowy Made in USSR znaleziony przez mego Miśka, wyczyszczony przez niego i czekający na dalsze losy. Trafił akurat na samotny wieczór twórczości i został doszczętnie zdemolowany przez moje łapki, nakładałam sobie wesoło farby , ścierałam ściereczką i papierem ściernym i znowu nakładałam ,wyszło to co wyszło. Ja nazywam go zegar kominkowy " spleśniały" bo jakoś tak kojarzy mi się gdy na niego patrzę. Pokryty lakierem matowym, dodałam gałeczkę kupioną w Castoramie jak kropkę nad "i". Misiek tylko westchnął " a ja go tak czyściłem", no cóż z braku kominka stoi na półce w kuchni , więc koniecznie musiał się dopasować do otoczenia i basta. To mój pierwszy zegar który uległ profanacji, zawsze zostawiam zegary w oryginale , nie maluję, tym razem jednak ze względu na to że zegarów w moim domu dostatek , jeden otrzymał nową szatę pt." co autor miał na myśli". ( to jest zegar który występował jako tło do doniczki w kropki)



W głowie mojej kolebie się myśl coby sklecić post o zegarach w moim domu, ale muszę namówić Miśka do sfotografowania naszych a właściwie jego zegarów i zegarków , może napiszę o pasji mojego męża, pożyjemy ,zobaczymy.

wtorek, 10 maja 2011

Złośliwość rzeczy martwych



Pamiętacie może jak pisałam że zamierzam dalej szyć, wtedy gdy ukończyłam poduszkę z monogramem. Niestety nie udało mi się, potrafiłam przy jednej rzeczy popsuć dwie maszyny do szycia. Nowa maszyna odmówiła posłuszeństwa blokując programy i nie mogłam nic obrzucić, tylko moja rodzinka wie ile nerwów straciłam i ile "mięsa" poszło w eter. Stara maszyna w tym samym czasie zaczęła szyć samoistnie jak zwariowana , nie dając się opanować, pedał się zepsuł. Wszystko w jednym czasie, rzuciłam to w ch..........ę i z nerwów poszłam spać. Zawsze tak mam , stres muszę odespać bo inaczej język staje mi kołkiem i nie wiem co się naokoło dzieje taka senność mnie ogarnia. Nową maszynę zabrał pewien Pan który obiecał naprawę do tygodnia a w starej maszynie pedał został naprawiony wczoraj podczas mojego dyżuru przez Miśka ( co ja bym bez niego zrobiła?).......właściwie pedał to okropnie brzmi , powinien być chyba silniczek, sama nie wiem jak to ustrojstwo naprawdę się nazywa.



Dokończyłam więc dzisiaj szycie jasieczków z hafcików wygrzebanych sami wiecie gdzie, są śliczne i romantyczne tak jak lubię i oczywiście piękne hafciki zostały uratowane. Można poukładać się poduszkami, wypić kawę i zanurzyć się w katalogu, mam zamiar coś znowu zamówić , ale jeszcze jestem niezdecydowana jaki haft to będzie.







niedziela, 8 maja 2011

Prasowalnia

 Z archiwum X


"Wczoraj cały wieczór bawiłam się w szycie pokrowca na deskę do prasowania, mój M kupił mi nowe żelazko , co tam żelazko , ono jest supermenem wśród żelazek i to mnie zmobilizowało do uszycia nowego pokrowca. Kupiłam przepiękny gruby len z wzorem, uszyłam pokrowiec ściągany na sznureczek, pod spód dałam ocieplinkę. Do pokrowca uszyłam woreczek na szmatkę do prasowania , którą też wymieniłam na nową i całość prezentuje się wspaniale. Chodziłam dumna jak paw wkoło tej deski, może nareszcie choć trochę polubię znienawidzoną, nudną czynność jaką jest prasowanie.
Na woreczku naszyłam małą aplikację ." cytat z poprzedniego bloga, wstawiłam bo może się przyda komu , jestem ciągle w temacie ulepszania środowiska domowego , temat więc aktualny.

W temacie nic się nie zmieniło, nadal nie cierpię prasowania, przy tej czynności oglądam telewizor bo inaczej zanudziłabym się na śmierć. Przy tym utrudniam sobie życie bo lubię obrusy lniane na stoły, wszelkie serwetki i pościel bawełnianą, więc mam co prasować.



Deska stoi teraz dumna, czysta i piękna, stara wyglądała już jak strach na wróble, niestety mam małe mieszkanko i musi pomieszkiwać w przedpokoju, teraz już nie będę się wstydziła wpuścić gości do mieszkania.







Te panie jak widać bardzo lubią prasowanie , poznać to po ich minie , pieczołowicie i z namaszczeniem układają  kupki uprasowanej bielizny.              ( słowo kupki jakoś dziwnie brzmi nieprawdaż?)



piątek, 6 maja 2011

Poduszka z czarnym monogramem



Idąc za ciosem, korzystając z tego że maszyna do szycia została wyciągnięta uszyłam poduszkę. Wykorzystałam czarny monogram wyszyty niedawno i resztki batystu pozostałego z uszycia firanki, troszkę czarnej pasmanterii i poduszka dla mojego Miśka powstała z martwych. Wprawdzie stwierdził on że będzie bał się na nią położyć i chyba będzie musiał spać na baczność ale ja nie mam nic przeciwko sponiewieraniu mojego dzieła, czego się nie robi dla drugiej swojej połówki, prawda?



Monogram dość spory, troszkę mi zajęło jego wyszycie. Zamiast guzików wykorzystałam troczki jako zapięcie a właściwie zawiązanie.



Dzisiaj zabieram się za przerabianie kuponów z hafcikami na jasieczki i drobne prace naprawcze dopóki maszyna stoi, bo jak ją schowam to nie wiem kiedy znowu pójdzie w ruch.




środa, 4 maja 2011

Ekologiczna firanka do kuchni



Postanowiłam realizować po kolei swoje pomysły które zrodziły się dawno temu a które nigdy nie powstały z różnych przyczyn. Pierwszy pomysł to uszycie firanki do kuchni ze wstawkami szydełkowymi. Niestety szydełkiem się nie posługuję , choć kiedyś udało mi się parę rzeczy zrobić, ale to jeszcze w tamtym stuleciu. Obecnie nie rozróżniam słupków, półsłupków itp i  musiałabym uczyć się od nowa - może to kiedyś uczynię ale nie teraz.



Postanowiłam wykorzystać cudze prace, zbierałam więc serwetki w szmaciarniach i nie wiem ile by to potrwało gdyby nie pomoc córci która wybrała się do wielkiej szmaciarni w Krakowie i zakupiła sporo serwetek za grosze. Szukałam też długo batystu i zdobyłam go wreszcie. Zakup serwetek i batystu zbiegło się w czasie i zabrałam się intensywnie za pracę. Powstała ekologiczna firanka bo wykorzystałam coś co inni wyrzucili traktując za rzecz niepotrzebną.



Troszkę pracy mnie kosztowała, fastrygowanie , przyszywanie, wycinanie dziur, wykończenie, ale z efektu jestem zadowolona, mało powiedziane, jestem dumna i bardzo mi się podoba moja kuchnia z tą firanką, dodała klimatu i rozjaśniła pomieszczenie. Wprawdzie na zdjęciu tego nie widać bo okno wschodnie i nie miałam dobrego światła. Jak tylko przyjdzie słońce któregoś ranka zrobię zdjęcie i tu umieszczę.



Szydełkowe wstawki dodają babcinego klimatu, serwetki przywędrowały nie wiadomo skąd i od kogo, to jest najlepsze w tym projekcie. Ktoś kiedyś trzymał szydełko i dziergał serwetki zatapiając się w swoich myślach, planach, uczuciach, zamknął je w tych małych koronkach. Ja te serwetki uratowałam od zagłady jednocześnie przywłaszczyłam sobie pozytywną energię utkaną w tych niteczkach, bynajmniej mam taką nadzieję.



Tak też się składa że moja siostra na blogu pokazała szydełkową firankę którą otrzymała od mojej drugiej siostry Ireny i która to macha szydełkiem po mistrzowsku. Jeżeli ktoś ciekawy wyrobów Ireny to zapraszam na blog Gochy

Ślicznie jeszcze raz dziękuję za wpisy pod poprzednim tematem, dziękuję Jolince za wskazówki odnośnie archiwizacji bloga, już to zrobiłam i mam nadzieję że wy też. Mogę cieszyć się waszą obecnością i sama śmigać po waszych blogach. Ulga na sercu.Pozdrawiam cieplutko.