sobota, 30 października 2010

Misa owocowa



"Jesienią nostalgia jest nieunikniona, teraz codziennie to właśnie ją tulę w swoich ramionach".
Wracając z dyżuru brnęłam w opadłych kolorowych liściach, pokrytych szronem jakby posypane cukrem pudrem ,leżały chrupiące i pozwalały nogom szeleścić  po ich powierzchni. Szkoda, to ostatnie liście , stanie się teraz szary smutek, serce mi pęknie od melancholii.


A coby nie było tak okropnie smutno to melduję że zapanowałam nad chaosem domowym, zaczynam od dzisiaj walczyć z chaosem robótkowym. Tymczasem , bo bardzo pusto tu u mnie, misa owocowa . To przy okazji układania owoców pomyślałam że zrobię nowe zdjęcia do albumu, stary produkt , dawno wykonany to i zdjęcia były nie najlepsze. Należą się jej nowe, bo misa bardzo zasłużona i ulubiona.


Właściwie to jest  terakotowa podstawka pod wazony na taras , taką można kupić w sklepie ogrodniczym, ciężka bardzo. Jak widać motyw serwetkowy naklejony na całość, płatki miedzi i złota wtopione w jasną farbę , kropeczki na środku, a całość przetarta papierem ściernym. Pokryłam werniksem Maimerii tj.szkliwo matowe, eksperyment udany odporny na sok owocowy i wodę , trzyma się wyśmienicie. Misa służy mi do układania owoców w kuchni, służy dzielnie już kilka lat.
 

środa, 27 października 2010

Chaos robótkowy



U mnie jak widać na zdjęciu trwa chaos robótkowy, tak wiele prac mam pozaczynanych że nie bardzo wiem za co mam się zabrać. Wszystko zależy od mojego zmiennego nastroju, albo chwytam wróżkę, albo fiołki albo zaczytuję się w Marii Antoninie i przy okazji szperam dodatkowo w historii. Pomiędzy dyżurami plątam się w robótkach , wszystko w kąciku robótkowym ( czyli na stole w "salunie") leży razem i zrobił się wielki bałagan. Nie umiem się skupić na jednej rzeczy. A że czasu ostatnio mało to wygląda jak wygląda. Jednocześnie na stole w kuchni drugi bałagan z decu, przygotowuję deskę pod moją haftowaną ikonę i inne co nieco. Pomocy potrzebuję chyba u psychologa, myślę że to efekt stresu związanego z pracą ale o tym pisać nie będę. I takim to sposobem zatkałam się blogowo, znowu mam zaległości. Z tym chaosem idę robić porządki bo nie ukrywam w domu też panuje chaos, musi powstać jakiś plan bo inaczej nie zapanuję nad niczym. Miłego dnia więc życzę wszystkim odwiedzającym mojego bloga z nadzieją że za chwilę coś uda mi się ukończyć i pokazać, a tym czasem żelazko w dłoń i zapanujmy nad stertą prania. Brrrrrrrrrrrr ale ja tego nie lubię, nuda.



A tutaj zdjęcie postępów mojej córci w haftowaniu Sankt Petersburga , jak widać chyba ma to po mnie, zostawiła sobie najlepszy kęsek w postaci kolorowej cerkwi na koniec i wyszywa boki obrazu. Bardzo pracochłonny obraz ale cieszę się że jeszcze go nie zostawiła i powoli brnie do przodu.

środa, 20 października 2010

Dziękczynienie w lipowym drewnie


Chrystus Frasoblowy

Sama nie wiem od czego by tu zacząć, ale chyba od początku. Skąd u mnie zainteresowanie "ludowszczyzną"? ano z lat dziecinnych , tańcząc w zespole Pieśni i Tańca "Roztocze" chłonęłam ludową muzykę, paradowałam w strojach ludowych , a potem zainteresowałam się szczegółami strojów . I tak umiem zatańczyć tańce narodowe, tańce różnych regionów naszej ojczyzny, rozróżniam stroje regionalne, podziwiam hafty i koronki itd. Zostałam uwrażliwiona na autentyzm tańca i sztuki ludowej, potrafię wybrać to co w tej sferze najpiękniejsze, odsiewając tandetę i chłam jaki zakrólował choćby na Krupówkach w Zakopanem. Teraz produkuje się w Chinach pamiątki z Zakopanego, brrrrrrrrr jak to kupować można. Trzeba się dobrze nagimnastykować żeby odnaleźć perełkę.

Ja znalazłam, na powyższym zdjęciu jest rzeźba Chrystusa Frasobliwego, dla mnie jest piękna, przemawiająca swoim ciepłem, Jezusek się zastanawia i z troską na mnie patrzy. Sztuka ludowa beskidzka jest wesoła, pozytywna, radosna i takie są wszystkie figurki w przydrożnych kapliczkach. I taka forma wiary mnie najbardziej odpowiada.

Sztuka ludowa charakteryzuje się prymitywizmem i naiwnością formy, przyjmuje się ją i akceptuje bądź odrzuca. Różni się od sztuki akademickiej, wyuczonej tym że sztukę akademicką kontemplujemy a sztukę ludowa przyciąga swoją treścią i wyrazem, min.stosowanie żywych kolorów , nie złamanych , nie mieszanych.


A gdzie ją odnalazłam?         A tutaj w Suchej Beskidzkiej gdzie zatrzymaliśmy się      w Karczmie "Rzym",  a że nie miałam z diabłem żadnych układów dziarsko przekroczyłam jej próg. Oczom moim ukazała się galeria rzeźb i nie mogłam się od niej oderwać.


Pogawędziłam z właścicielem i zaczęłam oglądać to co najchętniej bym kupiła, wszystko to co wskazałam palcem to rzeźby Stanisława Kwaśnego, coś w tych rzeźbach było pociągającego. I tak wybrałam moją figurkę. Charakterystyczny mały palec zaokrąglony jak u mojego Chrystusa.

Poniżej kilka rzeźb z galerii w której wystawiają najbardziej znani artyści ludowi tamtego regionu.





Stanisław Kwaśny to rzeźbiarz i artysta ludowy, mieszkający w Mesznej. Jego rzeźby znajdują się w galeriach w kraju i za granicą, od Niemiec do Meksyku po Japonię. Ma w dorobku wiele nagród min. Złoty Krzyż Zasługi za osiągnięcia artystyczne oraz popularyzację rzeźby ludowej wśród młodzieży i dorosłych.

Zauważył go ks.Jan Twardowski i zdjęcia jego rzeźb posłużyły do ilustracji ponad 20 tomików poezji ks.Jana Twardowskiego.

Wędrując po Polsce wykorzystuję sytuacje do poszukiwań miejsc, ludzi, rzeczy które warto zobaczyć i zapamiętać z myślą :

"Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie"

Jeżeli kogoś zainteresowałam i został ze mną do końca wpisu, temu bardzo dziękuję, wiedząc że dla większości to co piszę o sztuce ludowej wydaje się śmieszne, nie wartościowe, ale ja uważam że warto o tym mówić. Dlaczego zachwycamy się sztuką etno innych krajów? może oni wiedzą jak ją pielęgnować, może są dumni że tym właśnie różnią się od innych nacji?
A my ? 

wpis przeniesiono z poprzedniego blogu .

Maria Antonina



Wszystko poszło precz, nawet zamglonej jesieni nie zauważam, a to za sprawą książki  "Maria Antonina, podróż przez życie" A. Fraser. Mam ją dzięki Renatce która obdarzyła mnie wielkim zaufaniem i wypożyczyła mi tę książkę do przeczytania, Renatko jeszcze raz ślicznie dziękuję, jestem teraz szczęśliwa że mogę zagłębić się w świat XVIII - wiecznej Francji.



"..............W ciągu kilku lat jej uroda ( czy też wrażenie piękna jakie roztaczała) rozkwitła...........Sylwetka się zaokrąglił, zwłaszcza biust. Duże, szeroko rozstawione błękitne oczy były pełne wyrazu, a krótkowzroczność dodawała spojrzeniu łagodności. Włosy, na tyle, na ile można było dostrzec ich naturalny kolor spod grubej warstwy pudru, ściemniały - z dziecięcej barwy popielatoblond zmieniły się w jasny brąz i były bardzo gęste. Wady jej urody oczywiście nie znikły. Nos był nadal orli, a z wiekiem stał się bardziej widoczny. Coraz bardziej wyszukane fryzury zakrywały powszechnie znane wysokie czoło, jednak nic nie można było zrobić z habsburska wargą. Artyści starali się jej nie zauważać....................Powszechnie zachwycano się promiennym uśmiechem królowej. Zawierał w sobie "czar", który według przyszłej Madam Tussaud, był piękny, by podbić serce "najbardziej brutalnego nieprzyjaciela"....................nawet Tilly musiał przyznać , że nigdy nie widział piękniejszej cery, szyi, ramion, rąk i dłoni............... Baron de Besenval powiedział; "Było coś zachwycającego w tym, jak trzyma głowę, cudowna elegancja we wszystkim co robi, która sprawiała, że mogła konkurować z innymi kobietami lepiej wyposażonymi przez naturę, a nawet je pobić"



Jestem zachwycona możliwością czytania o detalach życia codziennego w Wersalu, nader ciekawe przedstawienie wszystkich ceremonii, otoczenia, świty królowej, która towarzyszy jej od wstania z łóżka aż do chwili snu. Brak prywatności, no może tylko w nocy wszyscy się ulatniają, biedaczka, nie wyobrażam sobie takiego życia. Ale coś za coś , chyba tak się to mówi.

" Nakładam róż i myję ręce na oczach całego świata"
Maria Antonina o swoich codziennych zajęciach 12 lipca 1770

" Być może nikt nie oglądał zmysłowych figli Ludwika XV z Madame du Barry, ale niewiele więcej w Wersalu odbywało się bez świadków.....................Ceremonie wypełniały królewski dzień. W ich skład wchodziło poranne wstawanie, w czasie którego w obecności licznych dworzan dokonywano oficjalnej toalety, a wieczorem również oficjalnie udawano się na spoczynek.Prawo wejścia na te ceremonie, które mimo swojego pozornie intymnego charakteru nie miały żadnych cech prywatności, ceniono sobie jako wyznacznik osobistego prestiżu................Potem był publiczny obiad. Każdy, kto ubrał się mniej więcej przyzwoicie, mógł przyjść i gapić się na członków królewskiej rodziny przy stole.A ponieważ oddzielne gospodarstwa oznaczały przy niektórych okazjach oddzielne posiłki, klatki schodowe roiły się od ludzi pędzących od jednego obiadowego spektaklu do drugiego."



" Pewnego razu Maria Antonina rozebrała się do naga i włąsnie miała włożyć bieliznę, odbieraną przez pierwszą damę sypialnianą z rąk głównej ochmistrzyni. Zgodnie z planem ta zdjęła już rękawiczkę, by wziąć koszulę. W tym momencie przybyła księżniczka krwi, księżna d"Orleans. Jej wejście zapowiedziało charakterystyczne drapanie w drzwi, które w Wersalu zastępowało pukanie. Ochmistrzyni zgodnie z etykietą przekazała koszulę księżnej, która zaczęła zdejmować rękawiczkę. Maria Antonina czekała, oczywiście cały czas naga. I trwało tak nadal, gdy w drzwiach pojawiła się kolejna księżniczka, hrabina de Provence, która jako członkini rodziny królewskiej przejęła przywództwo w ceremonii, a więc i koszulę. Przez cały cza Maria Antonina stała ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami, drżąc z zimna. Próbowała zatuszować swoje zniecierpliwienie śmiechem, jednak najpierw wymruczała pod nosem, tak by wszyscy słyszeli " To doprawdy irytujące! Wręcz śmieszne."

Umieściłam kilka cytatów, mam nadzieję że nie zanudziłam , ale jestem tak podekscytowana czytaniem, przypominam sobie nazwiska dawno zapomniane, wydarzenia historyczne które uciekły z mej pamięci, wracam kilkakrotnie aby jeszcze raz utwierdzić się kto jest kto. O modzie będzie w innym odcinku.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko i dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, oraz za udział w" Różowym tygodniu"

niedziela, 17 października 2010

Dziewczyna na polu lawendy



Dzisiaj kulminacja tygodnia  pod hasłem "Różowej wstążeczki", przygotowałam więc jedną pracę, to kołderka pod filiżankę lub czajniczek . Obrazek przedstawia dziewczynę w różowej sukience na polu lawendy, widoczek otoczony różową wstążką. Tak, zapewniam że wstążka jest różowa, tło haftu różowe i materiał w kwiatki jest amarantowy i ma różowe kwiatki, niestety w ten pochmurny dzień aparat płata figla i troszkę czerwonawy ten róż wyszedł, trudno musicie wierzyć mi na słowo. W środku kołderki jest ocieplinka i pod obrazkiem również, kawa nie powinna więc szybko wystygnąć.  Lubię takie zabawy gdzie mogę puścić wodze fantazji i coś sama zaprojektować i uszyć.



Kołderka pasuje kolorystycznie do mojej filiżanki w wiktoriańskie różyczki , one też są bardziej różowe niż czerwone. Ogólnie kolor różowy bardzo lubię , oczywiście odcieni jest tak dużo że zawsze można z nich coś sobie wybrać.




Chciałam podziękować wszystkim kobitkom które w jakiś sposób zaakcentowały solidarność kobiecą i wykonały swoje różowe prace, w zamian wirtualnie chciałam przekazać wam jaśmin związany różową wstążeczką, proszę weźcie  go ode mnie , nie mogę inaczej podziękować, jesteście kochane, na was można zawsze polegać .



A to linki do różowych prac ;

Izary - zabawy w wygrywanie pod różową wstążeczką ( kawał dobrej roboty)
Alexls - różowe biscornu
Ann Margaret  - różowa frywolitka
Kinia  - Mysia baletnica
Maja - zawieszka z różowym naparstkiem
Monique - wianek z różowym ptaszkiem
Antica - szydełkowe podusie
Colorina - różowe scrapuszko
Roma - różowe serduszko
Elżusia - okładka na zeszyt 
Eda - różana taca 
Xgalaktyka - różowe chusteczniki 
Renatka - metryczka
Millu - różowe candy
Madzia - różowe biscornu
Jawora - breloczek
Moteczek - szydełkowe serduszko

Muszę jeszcze dopisać , zaglądnijcie koniecznie jakie dania na różowo przygotowała Szarlotka inicjatorki akcji Różowego  tygodnia a także inne osóbki uzdolnione kulinarnie, ja jak patrzę na te wytwory do ślinka mi kapie na klawiaturę, mniam..........

Jeżeli jest ktoś jeszcze kto wykonał różową pracę proszę dać znać pod tym postem a dopiszę go z przyjemnością do listy.

Mało nas w tym roku ale stawiam na jakość nie na ilość , każde uratowane komuś życie jest na wagę złota , nieważne w jaki sposób to zrobimy , ważne że próbujemy.

piątek, 15 października 2010

Haft przestrzenny


Haft przestrzenny powstał pod koniec średniowiecza , a szczyt popularności osiągnął w XVII w. Wykonuje się go częściowo na tkaninie tła, a częściowo na dodatkowych kawałkach tkanin, czasem stosuje się usztywnienie za pomocą drucika lub wypycha niektóre elementy.

Książka " Haft przestrzenny" Helan Pearce posiada opisy poszczególnych projektów z rysunkami wzbogacone przepięknymi zdjęciami. W środku jest indeks ściegów i wkładka z wzorami. Pozycja bardzo dobra ale dla hafciarek które już miały styczność z tą techniką. Mnie osobiście brakuje opisu krok po kroku tak by zobaczyć jak powstają pojedyncze elementy. Materiały proponowane przez autorkę są w naszych polskich sklepach czasami niedostępne.
Ale dla chcącego nie ma nic trudnego, ja na pewno uszczknę coś z tej książki tylko jeszcze nie wiem kiedy. 

Zdjęcia z książki




A skąd wzięła się moja fascynacja haftem przestrzennym? Zwykły przypadek, buszując po sieci odnalazłam zdjęcie trzech okrągłych pudełeczek z wypukłym wzorem i zaintrygowana zaczęłam szukać jak to można zrobić, ciekawość pchnęła mnie do dalszych poszukiwań . Zbiór przykładowych prac mam już dość pokaźny a to kilka z nich.


Przeglądając blogi natrafiłam na prace Loreny i Margot ,tam odnalazłam haft przestrzenny z którym świetnie sobie radzą, proponuję zajrzeć jeżeli jeszcze tego nie zrobiłyście.

czwartek, 14 października 2010

Wróżka z twarzą



Wróżka otrzymała swoją twarz i klucz do ręki, niestety na biżuterię jeszcze musi poczekać cierpliwie. Zamówiłam koraliki złote i srebrne, to znaczy cała biżuteria powinna być z koralików my jednak obie uznałyśmy że stworzymy swoją, oryginalną, troszkę pomieszaną z metalicznymi niteczkami. Powód prozaiczny, nie ma takich drobnych koralików w kolorach jakich potrzebujemy, zresztą troszkę inwencji twórczej nie zawadzi, wzór nie musi być identyczny z oryginałem. Poczeka więc na swoją biżuterię, potem oprawimy ją w ramki i dopiero ukarze się w całej okazałości.




bolą liście opadłe

ptaków odlot boli

i ty bolisz

która

lato potrafiłaś wracać

jaskrami

słońca nie umię zapalać

dnia kończyć o zmroku

nocą

lampy otwierać

bolą liście opadłe

ptaków odlot boli

                                                                                               i ty bolisz

                                                                                                             autor Ryszard Szociński

środa, 13 października 2010

Thomas Kinkade


Jesienny wpis, przeniesiony z poprzedniego blogu, nie mogło go zabraknąć tutaj , nadal jestem zafascynowana wzorami haftów na podstawie malarstwa Thomasa Kinkade, chętnie popełniłabym kolejny gdyby ktoś wydłużył dobę.

Znalazłam świetny artykuł na temat Thomasa Kinkade, nie będę go przepisywać , kto ciekawy to zaglądnie tutaj.

Wklejam też filmik przekazujący klimat jego obrazów, trochę przesłodzony ale jakże bajkowy.



A to opowieść Thomasa o bajce "Kopciuszek " , jak powstawało tło do bajki, kto lubi zagłębiać się w świat bajek, pozostawił duszę i oczy dziecka zapraszam do oglądania.



Czasami uwielbiam taki baśniowy świat, czemu nie ? Czemu nie zagłębić się w świat widziany oczami Thomasa Kinkade, czemu od razu krytykować i nazywać kiczem? chętnie jeszcze raz sięgnę po płótno i wyhaftuję sobie moją bajkę w której zanurzę się po powrocie z rzeczywistości szpitalnej, pełnej bólu i rozpaczy. Przecież lubimy bajki, fantazjujemy o tym jak to by było pięknie mieszkać w bajkowym domu i w bajkowym miejscu, wśród lasu, mchu i paproci, czyż nie?

Dobrze że wiele jego obrazów jest przerobiona na wzory haftu krzyżykowego i można bawić się bajaniem bez końca.

Wzory do haftu Thomasa Kinkade


Galeria prac Thomasa Kinkade

A to mój obrazek " Jesień w górach" wg obrazu Thomasa Kinkade. Góry które uwielbiam i mały kościółek w którym pali się światło i trwa Nabożeństwo , tylko trzeba sobie wyobrazić grające organy których muzyka niesie się po górach. Romantyczny mostek obrośnięty różami, kolory mieniące się na jesiennych drzewach, zapach opadających liści, łódka którą ktoś przypłynął aby w kościółku pomodlić w jakiejś intencji, czyż nie romantyczne?




Obrazek wyszywałam już dobrych parę lat wstecz , jak tylko pojawiły się gotowe zestawy zagraniczne w sklepach . Zamówiłam za grube pieniądze. Kanwa podmalowywana, więc nie byłam do końca zachwycona, lubię osobiście wszystko wyszyć. Ale z drugiej strony uzyskuje się bardziej plastyczny obraz, trójwymiarowy. Do tego złota nitka w okienkach aby stworzyć efekt zapalonego światła w kościółku.

Miłego delektowania się bajką w obrazach życzę, mam nadzieję że zainteresowałam choć troszkę tym tematem i wprowadziłam w bajkowo-jesienny klimat, tak mgliście na zewnątrz że ogarnia mnie melancholia, tym bardziej że walczę dzielnie z grypą.

poniedziałek, 11 października 2010

Komplet jabłuszkowy


Jesień, owocowo na każdym kroku, to i u mnie powstał komplecik owocowy z jabłuszkiem w roli głównej. Może kolor nie jabłuszkowy ale cóż, taki mi akurat pasował . Pudełeczko zaczęłam na wakacjach w Okunince w tym roku , pomysł się narodził w chwili kiedy otrzymałam wydruki od Ewy jeszcze na poprzednim Sabaciku, a ukończyłam  tej jesieni.
Proces tffffurczy trwa u mnie niemożebnie długo pomimo tego, że jak się do czegoś zabieram obraz całości mam już od razu wyświetlony w głowie, wiem mniej więcej jak ma wyglądać i do czego zmierzam.


Wydruk czarno-biały pomalowałam miejscami rozwodnioną fioletową farbką, całość wylakierowana Fluggerem 20 czyli na mat, do tego dodałam jabłuszko. Jabłko ulepione z masy samoutwardzalnej, w listku i trzonku jest cienki drucik, a jabłko przytwierdzone jest za pomocą gwoździka wkręconego w wieczko. Pomalowane artystycznie to znaczy według  " co autor miał na myśli".


W związku z tym że wszystkie proste prace nudzą mnie już niemiłosiernie, komplikuję sobie żywot wymyślając zwariowane projekty tak by móc się bawić tym co robię, o ile coś w ogóle robię decupażując.


Pudełeczko przeznaczone jest na przechowywanie owocowych herbatek, które kupuję sobie w małych papierowych torebeczkach po 10 dkg w "Herbatach Świata". Teraz jest czas aby w zimne wieczory zaparzyć aromatyczną herbatkę i posiedzieć przy zapalonych świeczkach.


Herbatki szybko tracą swój aromat jak nie są szczelnie zamknięte, dodatkowo więc uszyłam mały kwadratowy woreczek i umieściłam torebeczki w owocowym woreczku.


Miałam przednią zabawę, eksperymentowałam z masą samoutwardzalną , mam ochotę coś jeszcze z niej zrobić, a teraz mam coś wyjątkowego, nie każdemu przypadnie do gustu ale ja mam niepowtarzalny komplecik. W sklepie takiego nie ma.

czwartek, 7 października 2010

Fiołki zakwitły w mojej głowie


Zielono mam w głowie

Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.

K.Wierzyński

W głowie fiołki dawno mi zakwitły, uwielbiam te malutkie skromne kwiatki którym stwórca nie poskąpił urody i pięknego zapachu, dzięki temu choć małej postury wszyscy je zauważają a ja je kocham. Projekt z fiołkami kiełkował w mojej głowie dawno temu kiedy zobaczyłam wzór , postanowiłam  w końcu  go zrealizować, a to początek zauroczenia fiołkami.

środa, 6 października 2010

Dawnych epok czar


Wiele lat temu kiedy jeszcze miałam dostęp do wielu księgarń obcojęzycznych a wydania albumowe sprzedawano tam dość tanio w każdym razie były dostępne dla szarego obywatela, kupiłam album o tytule "The Art of Costume in Russia ". Są w nim piękne zdjęcia zachowanych ubiorów od 1700 do 1914 roku, przechowywanych i wystawianych przez Muzeum Leningradzkie (tak mówi album) a dzisiaj w Sankt Petersburgu.



Kilka zdjęć z tego albumu, jesteśmy więc w Petersburgu mniej więcej wtedy gdy we Francji modę kreuje i wydaje majątek na swoje kreacje Maria Antonina.


Mnie najbardziej interesują przepiękne hafty i detale , krój, aplikacje z kamyków, pikowania które możemy zobaczyć dobrze zachowane. Moim zdaniem bardzo inspirujące.



 
Panowie jak widać też lubili się wystroić w pięknie wyszywane fatałaszki, nawet wzorem kwiatowym nie gardząc.