poniedziałek, 31 maja 2010

Szmaciarnia


Adrenalina bardzo dobrze na mnie działa, zwłaszcza twórczo, ale wolałabym jej nie doświadczać. Spałam sobie spokojnie po ciężkiej nocy ( babcia Marianka wrzeszczała ile sił w płucach całą noc, tłukła barierkami, aż echo niosło po korytarzu, darła prześcieradła i swoje ubranie, walczyłam z zabłąkanym nietoperzem, który nie chciał opuścić tak wesołe miejsce, potem Kazimierz dostał duszności bo " siły" chciały go zabrać na tamten świat, trzymał drewniany krzyż i go całował, Aleksandra nie mogła się wypróżnić i bolał ją brzuch , czuła się strasznie nieszczęśliwa, itp.)  a tu telefon od oddziałowej która poinformowała mnie że jutro mam się wstawić do pracy, poinformowała ,a nie poprosiła. Adrenalina skoczyła do góry, jutro to ja jestem umówiona do stomatologa i fryzjera, jutro mam zjeść obiad z mężem na mieście, jutro w mojej świadomości zagościła myśl, że mam wolny dzień, wolny dzień od zajmowaniem się innymi, to miał być mój dzień. Poinformowałam swoją szefową o tym i na szczęście oprócz mnie istnieją inne osoby, które pracują na tym oddziale. Wszystkim się wydaje że jak mi dzieci przestały wisieć przy piersi to mogę pracować kiedy to innym pasuje nie zważając na to czy ja tego chcę. Mam wolne ,ale się znowu naraziłam. Wystarczy, że od kilku miesięcy nie mam wolnych łykendów , jak się to pisze to nie wiem, a tam, wiadomo o co chodzi. Moi pracodawcy zapomnieli, że ja jestem takim samym człowiekiem jak moi podopieczni , że ze mnie żaden Robokop, a może ja o tym nie wiem? A co tam będę marudzić. Rozwaliłam z nerwów cały dom , wyciągnęłam z każdego kąta szmaty, prułam , prasowałam i składałam.


Zrobiła mi się szmaciarnia jak się patrzy, ile to ja rzeczy znalazłam, jakieś hafty dawno zapomniane, materiały z przyczepionymi wykrojami do szycia z przed dziesięciu kilogramów wstecz, jak jeszcze chciało mi się szyć ciuchy dla siebie.Prułam, prasowałam i składałam ,ale się zmęczyłam. I tak nerw przerodził się w doniosłe dzieło, mam porządek, wszystko poskładane, wiem jakie szmatki mam i tylko trzeba mieć nadzieję że zacznę szyć.


Wiele szmatek, wiele pomysłów i brak czasu, ot i samo życie.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko i dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze.

środa, 26 maja 2010

Obrazek z koronką koniakowską


Jesienią w Koniakowie zakupiłam sobie kilka koronek, jedną z myślą o obrazku do kuchni, ale dopiero teraz miałam czas oprawić koronkę. Rameczka z przecieraną farbą, koronka przymocowana  do ciemnozielonego filcu i teraz cieszy moje oko na co dzień.
 Z tej okazji przenoszę i odkurzam wpis z poprzedniego blogu o koronkach koniakowskich.


Koronka koniakowska jest robiona szydełkiem z białego lub kremowego kordonka. Jej poszczególne koronki, głównie wzory roślinne wykonywane są osobno, potem są ze sobą łączone tworząc wspaniałe obrusy, serwety , czepce, wstawki do pościeli itp.
Nie wstawiałam zdjęć wielkich obrusów ,bo by były zbyt małe aby je podziwiać , skupiłam się na detalach, małych elementach. Niektóre zdjęcia moje, a niektóre zaczerpnęłam z różnych galerii chcąc przybliżyć koronkę koniakowską.


Przyznam się, że jak tak wpatrywałam się w poszczególne elementy , podziwiałam , zachciało mi się złapać za szydełko i heklować. Niestety nie umiem, a znając moje durne ambicje chciałabym zaraz robić na najcieńszym szydełku i cienkimi nićmi co jest dla mnie nieosiągalne, na razie póki co mogę podziwiać. Moja sister ma wykonaną przez siebie serwetę koniakowską, ale mieszka daleko i nie mogę jej teraz obfocić, może innym razem.


Zacznijmy od początku, skąd wzięła się koronka koniakowska. Ano ma ona około 200 lat, kiedyś bogata gaździnka pojechała na targ do Cieszyna i przywiozła sobie czepiec, wszystkim się bardzo spodobał i gaździnki z zazdrości zaczęły próbować zrobić coś podobnego, zaczęły heklować ( w tłumaczeniu to dziergać na szydełku) tworząc różne wzory. Zwyczaj nakazywał noszenie przez mężatki czepca z naczółkiem z koronki, którego nie zakrywała chusta. Po nim poznawano czy dziewczyna jest pracowita i czy jest z niej dobry zadatek na dobrą gaździnkę. Więc przed za mąż pójściem prześcigały się w tworzeniu nowych, misternych wzorów na swój czepiec który po raz pierwszy zakładały na swoim weselu podczas oczepin, a wszyscy chwalili. Tak powstawały wzory których inspiracją była sama natura ; kwiatki, listki winogronka itp.


Maria Gwarkowa była jedną z najbardziej uzdolnionych koronczarek, to ta Pani powyżej w ludowym stroju . W muzeum jej imienia byłam w Koniakowie, tam zrobiłam zdjęcie jej serwety, to ta powyżej.
Zespół Śląsk, przed wyjazdem do Anglii  zakupił u Marii Gwarkowej koronki i zawiózł je między innymi do Królowej Elżbiety w podarunku. Królowej tak bardzo spodobały się koronki, że chciała zobaczyć jak te koronki się wykonuje. Były to lata 60-te, a jednak postanowiono Gwarkową wysłać do Królowej. Znana koronczarka chciała wykonać coś niespotykanego do tej pory i zaczęła heklować obrus z bardzo cienkich nici chirurgicznych (widziałam , nie wyobrażam sobie jak można coś takiego wykonać bez lupy). Heklowała przez dwa lata i nie ukończyła, zmarła na zapalenie płuc. Serweta ta, z elementami jeszcze nie doczepionymi do niej jest teraz oprawiona i zostawiona dla pokoleń , służy za wzór dla młodych koronczarek i przypomina jak powinno się wykonywać koronki.


Po śmierci Marii Gwarkowej utworzono Muzeum , opowiada o nim jej synowa Zuzanna Gwarkowa, tu powyżej w stroju ludowym. Miałam okazję posłuchać jej i świetnie się ubawiłam , wiele ciekawych rzeczy się dowiedziałam. Kupiłam też kilka małych koronek przez nią wykonanych..


Zuzanna Gwarkowa już po cywilnemu, trzyma jeden z czepców, w gablocie można podziwiać naczółki mające około 200 Lat.


Obrus który robiony był przez dwa lata bardzo cienkim kordonkiem, w tle obrus dla Królowej.


Naczółek czepca misternie wyheklowany. Ja ciągle jestem w wielkim zadziwieniu i nie wiem jaki to numer szydełka był ,że taka misterna koronka wyszła.
I tak oto ludziczki kochane doszliśmy do końca w bajaniu, i jeżeli kto ciekawy niech zajrzy tu ku mnie, poczyta ,a może  się i co ciekawego dowie..


Stara Kobieta z czepcem z koronki koniakowskiej na obrazie namalowanym w 1951r , obraz wisi w chacie Kawuloka, zachwyciłam się nim szczególnie.


Gawęda o cmentarnych gaciach 
w kurnej chacie Jana Kawuloka

Starsze małżeństwo emerytów z Istebnej zostało przyłapane na kradzieży szarf z cmentarnych wieńców.Komendant miejscowego posterunku nie dając wiary ich wyjaśnieniom, że bieda zmusiła ich do szycia bielizny z kradzionych szarf, zażądał okazania owej bielizny. Pod spódnicą babki ukazały się pantalony do kolan, a na samym środku napis " niech spoczywa w pokoju". Powstrzymując wybuch śmiechu nakazał dziadkowi opuścić spodnie i niestety tu już nie wytrzymał, gdyż na gustownych bokserkach widniał napis " choćby tysiąc oczu łzy lało i tak nie wstanie".

Dzień Matki


Dzień w którym obchodzę dzień matki jako matka dwojga dużych , upierdliwych i najukochańszych urwisów na świecie, świętuję posiadanie najlepszej na całym globie mojej osobistej mamy i dzień narodzin mojej córci, która w ten szczególny czas zrobiła mi prezent pojawiwszy się w moim życiu. Mam co świętować.


List do mamy
 
Mamo całuję twoje stare spracowane ręce, 
całuję twoje najcieplejsze policzki ,
i siwe włosy, 
zaglądam w twoje dobre niebieskie oczy,
i życzę sobie abyś żyła dla mnie wiecznie,
dopóki jesteś , ja jestem wiecznie szczęśliwym dzieckiem,
kocham cię za to, że uczyniłaś mnie szczęśliwym człowiekiem,
za to że umiem kochać.


Matka w fotografii i obrazach



niedziela, 23 maja 2010

Misiek fotografuje


Cudna pogoda dzisiaj mnie zaskoczyła, wykorzystaliśmy ją na odwiedziny w naszym kochanym arboretum, spacerowałam z moim synciem i prowadziliśmy rozmowy a Misiek polował z aparatem. Fotografia całkowicie go pochłonęła. Ciągle nie umiem pojąć tych różnych obiektywów, ustawiania, po każdej nauce w tydzień zapominam jak się robi zdjęcia np. zbliżeń .
A tutaj rezultaty fotografii Miśka, mnie te zdjęcia szalenie się podobają, jestem pod wrażeniem, może nie jestem obiektywna? Spojrzenie na przyrodę z tak bliska jest fascynujące .



piątek, 21 maja 2010

Matka Boga c.d


Zatkało mnie totalnie, oczywiście blogowo, postanowiłam jednak się odezwać aby dać znać że żyję i mam się dobrze. A to zdjęcie na dowód że do was na blogi zaglądam, nic nie piszę bo zajęta jestem wyszywaniem Ikony. Pochłonęła mi mój wolny czas co do minuty. Lubię takie wieczory kiedy mogę buszować po blogach, nie przeszkadzając sobie w wyszywaniu.


Myślę że połowę mam już za sobą,  pozostała mi głowa Matki Boskiej i aureola z metalicznych nici, no i oczywiście tło którego nie cierpię wyszywać.


Jak przy tle polegnę to może powstanie coś zupełnie innego, coś w innej technice, ale póki co haftuję.
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za waszą obecność.
 

poniedziałek, 17 maja 2010

Komplet kuchenny


Picie kawy to delektowanie się jej smakiem, lubię kawę ekspresso z pianką i śmietanką, zainwestowałam w ekspresik do kawy, przed zrobieniem kawy mielę ziarna by uzyskać niepowtarzalny aromat i zapach. Budzi mnie ze snu, tak jak dzisiaj po nocnym dyżurze kiedy snuję się  jak zombi po mieszkaniu, tak jak dzisiaj gdy pada deszcz i nie wiem co ze sobą zrobić. Nad pachnącą kawą siedziałam oglądając Awatara, pewnie że to nie kino ale zawsze coś, spodobał mi się bajkowy świat, cud wyobraźni.


Komplecik który zrobiłam sobie dość niedawno, puszka na kawę w ziarnach, puszka na cukier, tak , oczywiście że  słodzę, nie pozbawiam się energii. oraz deseczka niezapominajka tzn. na kartki z zapiskami czego w domu brakuje i co mój Misiek ma kupić. Nie lubię być zaskakiwana pytaniem, bo wtedy zupełnie nie wiem co odpowiedzieć względem zakupów, to takie przyziemne kto by spamiętał.


Miłego wieczoru życzę , dziękuję za liczne odwiedziny i pozostawione komentarze.
 

niedziela, 16 maja 2010

Dmuchawce


Dmuchawce w fotografii znalezionej w sieci, przepiękne ujęcia.

Kto by przypuszczał, że park szpitalny może być kopalnią inspiracji, a jednak. Często zdarza się tak że wracając z pracy, zachwycam się czymś co inni idąc tą samą drogą ignorują. Może to wynika z tego że gdy opuszczam mury szpitala świat ukazuje swoje inne oblicze, często zmęczona problemami innych jestem szczęśliwa że mogę cieszyć się życiem w pełni i oczy zauważają szczegóły tego życia. Wczoraj zachwyciłam się dmuchawcami, z nieskoszonej jeszcze trawy unosiły swoje łebki jak czupryna Jimi Hendrixa tyle tylko że posiwiała, wiatr je targał wyrywając im włosy i unosił w siną dal .Puch wirował w powietrzu w zwariowanym tańcu.Dziś pewnie utraciły resztkę owłosienia w strugach deszczu.

 
Przypomniałam sobie o ubranku z lnu które kiedyś sobie uszyłam i wyszyłam wcale nie krzyżykami tylko haftem płaskim, schowałam go w szafie, niestety nie mieszczę się w nim , a szkoda, było to dawno jakieś 10 kg wstecz kiedy byłam młoda i piękna, nie wiem po co chomikuję takie rzeczy ale trudno mi się z nimi rozstawać.



I trochę inspiracji


Dmuchawce są piękne, nieprawdaż ?
P.s. ukończyłam w końcu praktykę , skończyła się huśtawka pomiędzy dwoma szpitalami, nareszcie się wyspałam . Mam głód robótek i mam nadzieję że zacznę działać w tym kierunku.

wtorek, 11 maja 2010

Alfabet w ramie



Zmobilizowałam się do oprawienia mojego alfabetu, w realu wygląda ładniej ale trudno zrobić ładne zdjęcie jak obrazek długi i za szybką, wprawdzie szybki miało nie być ale nie bardzo chciał się naciągnąć więc jest jednak za szkłem. Rozmiar obrazka z ramą wynosi 52 x 23 cm, wyszyty na panamie, dodatkowo pojawiły się perełki i wstążeczka. Ogólnie jestem zadowolona.


Pracuję obecnie nad ikoną , myślę że w najbliższym czasie pokażę postępy, nie mogę się skupić na innych pracach tylko w wolnej chwili dziubię ikonę.
Ślicznie dziękuję za komentarze i pozdrawiam cieplutko.



niedziela, 9 maja 2010

Zapach bzu


I znów w moim domu zapachniał bez.


I znów na moim stole zagościł obrusik w kiść bzu.


Pomimo deszczu, kocham czas kiedy pachną bzy.


Pozdrawiam wszystkich cieplutko i dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze. 


czwartek, 6 maja 2010

Haft wstążeczkowy


W poprzednim blogu rozpoczęłam serię opisu książeczek robótkowych, przeniosę więc to co już zaczęłam i będę co jakiś czas kontynuować ten temat.


Pewnie wiele osób tę książkę posiada ale obiecałam pisać o książkach robótkowych znajdujących się w moich zbiorach, więc to czynię. Uważam że jest bardzo dobrze napisana, mieści wiele ilustracji, wzorów, kurs czytelny, dodatkowo zamieszczono informację jak podmalowywać wstążeczki i materiał na którym można wyszywać kompozycje, warta więc kupienia. Można się z niej wiele nauczyć - polecam.


Odwiedzając ukraiński bazarek trafiłam na perełeczkę w postaci obrusika wyszytego haftem wstążeczkowym. A że jestem nim oczarowana, sama osobiście nie mam czasu zabrać się za owy haft, kupiłam obrusik za jedyne 30 zł, jedyne bo jak pomyślę ile czasu zajęło by mi wyszycie, szydełko , szycie to cena wydaje się bardzo atrakcyjna.


A to prace które kiedyś popełniłam tym haftem, malutkie ci one ale akurat na początek, ciągle mam nadzieję że uda mi się zająć tą techniką na poważnie.

 
Kosmetyczka dla pewnej damy, uszyta z kawałka dżinsu ze starych spodni, dziewczynka to decu na tkaninie obszyta kołnierzykiem z dziecięcej starej sukieneczki z hafcikiem, haft wstążeczkowy, parę perełek i zamknięty obraz.


I ulubiony kształt, igielnik uszyty kiedyś na wymiankę forumową z wykorzystaniem haftu wstążeczkowego.